piątek, 30 września 2016

Noce Iluzjany 4

Lubiłam anegdoty i mogłabym wiele opowiedzieć ,ale nie czas i dlatego tylko tę jedną, jakby wstępem stosownym do tego co dalej

Przez bezmiar śnieżnej pustyni idzie polarna niedżwiedzica z małym.Mały miś pyta:
-Czy ja ,napewno, jestem polarny ?
Niedżwiedzica odpowiada:
-Napewno.Ja jestem twoją mamą ,polarną niedżwiedzicą,a ty moim synkiem polarnym misiem.
Po jakimś czasie mały miś pyta ponownie:
-A może ja jestem brunatny?
Niedżwiedzica znów cierpliwie odpowiada:
-Nie,jesteś polarny,ja jestem twoją mamusią,polarną niedżwiedzicą a ty moim synkiem polarnym misiem.
Idą dalej i po chwili mały znów pyta
-A może ja jestem grizzly albo koala?
Lekko zniecierpliwiona niedżwiedzica po raz kolejny zapewnia małego że jest napewno polarnym i dodaje
-A dlaczego pytasz?
Na co miś:
-A bo mnie jest zimno!
A to moja praca pt.Złota ,lewa rączka.
Ready made .Pozłocona rączka manekina i mogłaby być ta rzeżba na dyplomie dla zasłużonych .
I do tego mini opowiadanie z życia:
Antychryst.
Raz ,pewien ktoś ,kogo byście nigdy o to nie posądzali,zdradził mi swoje marzenie,że chciałby być Antychrystem.
Ale ktoś,kto kto potajemnie z butelki dobrego wina rocznik np.1980, wyciąga sprytnie ,przy pomocy strzykawki ,dużą część zawartości i uzupełnia wodą, a potem patrzy jak pijący ten trunek prychają zniesmaczeni,to taki ktoś nie nazywa się Antychryst ,
tylko zwyczajny gnojek,panie Jacku!
Gnojek,chuj złamany,skurwysyn,pojeb... Będą ,a jakże,stosowne wulgaryzmy .W życiu to absolutnie nie używam ,ubolewając,bo ponoć prawdziwa dama klnie, pije i pali.Zatem nie jestem damą ,jestem prawdziwa inaczej ,chociaż na tym zdjęciu ,jakby zupełnie na przekór deklaracjom i rzeczywistości ,wyglądam .

sobota, 24 września 2016

Noce Iluzjany 3

         "BARbarzyńca'

    .   Tyle niezwykle"polotnych"nazw różnych jadłodajni ,a takiej w Warszawie nie ma .Wyobrażam sobie wystrój takiego baru z fotografiami Kina Moskwa,Kina Skarpa,Praha,Supersamu...rzeżbami i płaskorzeżbami z resztek mebli z lat 60-tyh i 70-tych i innych okruszków
I tu mogłaby zaistnieć ta ściana z lustrzanych słoików.
Mocne wyzwanie
wstrząs,szok .
I jeszcze jedna dobra nazwa dla inego baru "BARakuda."
To wprowadzenie do historii pt."Prawie koniec Polski."Tamtą przeżywałam osiem miesięcy na wsi niedaleko Częstochowy.
To była kolejna faza skutkiem wydarzenia właściwego o którym póżniej .Jednym z pomysłów dla tego miejsca był bar a jedną z osób prowadzących pewna Rosjanka,która się tam pojawiła jako opiekunka dla matki pani domu .
Rosjanka dobrze gotowała i dbała o czystość w taki sposób,że posprzątawszy nikogo do tej czystej przestrzeni nie wpuszczała ,stąd pomysł na nazwę baru
"Bar a kuda ty leziosz?!!"
A pani domu to lekarka,znajoma z Warszawy i tu mogłabym zacząć się rozliczać z lekarzami.Miałam ostatnią nadzieję,że potrafi pomóc.Mój organizm po katakliżmie funkcjonował porażająco,przerażająco,wykluczająco.
Koszmar,to był koszmar te osiem miesięcy w Ważnych Młynach materiał na książkę."Zapomnij o Ważnych Młynach" tak mi pani doktor powiedziała już w Warszawie.Absolutnie nie zapomnę,to kolejna sprawa do rozliczenia.
Pani doktor,teraz do niej ale nie tylko,na temat ważny bo o zdrowiu.
Ostatnie trzy lata i cztery miesiące doprowadzam swój organizm do porządku.Te wszystkie pomówienia,amatorskie diagnozy, agresja to sprawiało,że czułam się jeszcze gorzej.To były straszne lata od tamtego incydentu w galerii Szezląg dokładnie lat dwadzieścia.

Jako,że tu mi się wkleiło to zdjęcie,to jeszcze słów kilka na temat mebli z lat 60-tych i 70-tych.To,że mam do nich szczególny sentyment to nie rodzaj "nostalgii za koszmarem,"to był czas bardzo dobrego polskiego wzornictwa, i. dobra robota polskich zakładów wykonujących te meble .Są piękne i trzeba koniecznie ocalić je przed zniszczeniem.To i dzieje się jeszcze co pokazują zdjęcia :

Zanim przejdę do tematu właściwego ,który uzasadni te zdjęcia-ilustracje,to jeszcze o czymś co lubiłam .Lubiłam anegdoty,i taką jedną ,którą chyba lubię najbardziej zacytuję

niedziela, 18 września 2016

Noce Iluzjany 2

Ładne rzeczy.

Dzieją się jeszcze te ładne rzeczy.Być może uda się w jakiejś przestrzeni do mahoniowego stołu-ławy dodać pasujący mały stolik,też mahoniowy(na nim wazon z kwiatami),lustro w ramie po reprodukcji i lampę.
Piszę o tych ładnych rzeczach i jem czekoladę gorzką z solą morską!I mogłabym dać podtytuł(parafrazując klasyka):"Słodko-słony smak czekolady E.Wedel d.22Lipca".Ale to nie jest czekolada Wedla tylko innej firmy ,z Polski to chyba polskiej.
Ładne rzeczy to i te krzesła składane i biedermajer,który"odnalazł się"w transparentnym błękicie królewskim(lubię bardzo) i te designerskie krzesła w skandynawskim stylu i kwietnik kuty,stalowy i okleinowane czeczotą płyty stolarskie i fotele z lat 70 tych i krzesło secesyjne i przymiarka fotela Chierowskiego pokrytego płatkami szlagmetalu("złote czasy polskiego designu") i te tkaniny z lat 60 -tych i ta sukienka ,jeszcze starsza ,z jedwabnej żorżety.Rzeczy zrobione,rzeczy do zrobienia .Nie pytam , "ładne?"Wiem,że ładne a nawet jak zapytam tak zdawkowo,retorycznie to nie będzie żadnego głosu.Cisza.
Dwadzieścia lat ciszy,a kilka ostatnich absolutnej.Ktoś mógłby zapytać "cóż to się stało wtedy,dwadzieścia lat temu?"
O tym napiszę w kolejnym odcinku i to już nie będzie o ładnych rzeczach.
.

środa, 14 września 2016

Noce Iluzjany 5

     Tak jak na zdjęciu w pozycji,która na pierwszy rzut oka ,wydawać by się mogła komfortową,pojadając słodko-słoną gorzką czekoladę,robię rachunek z przeszłością.

 Czas na rozliczenie się z mijającym ćwierćwieczem,absolutnie nie można tego odkładać.

Jako,źe to poważne oświadczenie będzie prawda ,cała prawda i tylko prawda i nie liczcie na nic więcej.

Myślałam o formule w jakiej to zrobię i znów zasada prostoty sprawdziła się ,przynajmniej w logistyce.I tak podzieliłam czas na etapy zwane umownie "wydarzeniami"."Wydarzenia"mają założenia ideologiczne,przebieg ,biorą w nich udział osoby i kończą się skutkami.Zatem :

Wydarzenie 1 

Jest rok 1992 i szokowa zmiana mojego widzenia skutków tego w czym z determinacją brałam udział ipo euforii że zwyciężyliśmy zrozumiałam,że dałam się wrobić i że teraz to będą czasy jeszcze głupszych i brzydszych ludzi .A konkretnie to wydarzenie dotyczyło wielkiej polityki a wykazałam się przenikliwością ,że chociaż to boli to opowiem.Studiowałam wtedy IPSIR UW i na zajęciach z politologii prowadzonych przez dr politologii Ulickiego ,analizowaliśmy poprawkę do Konstytucji(tzw.Małą Konstytucję).Po zapoznaniu się z tekstem coś mnie zaniepokoiło i zwróciłam się do prowadzącego zajęcia z takim oto wywodem"Panie profesorze ,a co będzie,kiedy jakieś ugrupownie w Sejmie,które będzie miało niespecjalnie dobre zamiary,zmanipuluje inne ,nieświadome skutków,do ogłoszenia niekonstruktywnego votum nieufności i Sejm zostanie rozwiązany". Dr Ulicki po namyśle odpowiedział "Teoretycnie ma pani rację ,ale my mamy Sejm"Odpowiedział z dumą w głosie,bo mieliśmy ten Sejm wybrany 4 czerwca w ten dzień wielkiego tryumfu...a po dwóch tygodniach od tych zajęć już go nie mieliśmy. Moja przenikliwość została nagrodzona 4+na egzaminie .Zgasiło mnie to,zrozumiałam co się będzie działo .Szokowa zmiana myślenia.Ale nie mogłam dać tego po sobie poznać,tylko moje wewnętrzne ja zaczęło zachowywać się jak matka prowadząca wózek z dzieciątkiem,które chwilę przedtem jakiś bandzior wyjąwszy z wózka rozbił o ścianę i martwe włożył zpowrotem.Tak dla draki.Nie umiem już prowadzić tego wózka z radością,to zrozumiale, a muszę z różnych powodów udawać że wszystko jest O.K.chociaż implozja krzyku rozwala mnie ,zmienia program ,już nie myślę kończyć tej pracy magisterskiej o korupcji ani o uczeniu w szkole ani o pisaniu w ogóle.Idzie do głębokiej szuflady pomysł książki o Apollodorosie z Damaszku i w ogóle o książkach, tych pułapkach na mole,i o teatrze coraz bardziej komercyjnym ,Będzie się działo jak w książkach Hellera ,Kazana itp.Nie tak ,panowie, miało być,nie tak.

To wydarzenie skutkuje porażeniem psychiki tak,że daję sobie wmówić,że to co się dzieje z moim organizmem,to efekt depresji.Nie jest mi łatwo ale mam długi i uzasadniony trening w pokonywaniu tego dyskomfortu fizycznego .Nie myślałam o sobie,uszkodzony kręgosłup i borelioza to wykluczało myślenie o sobie ,o jakimś osobistym szczęściu ,myślałam tylko o nich I dla nich mogłam się zdobyć na każdy wysiłek i pracę 20 godzin na dobę.

Wydarzenie 2

To incydent niespełna półroczny ,ale brzemienny w skutkach.To moja praca ,jeszcze podczas studiów,w charakterze sprzedawczyni w sklepiku z konfekcją.Jest ono,to wydarzenie ,zawarte w sztuce pt "Sklep na rogu",bo piszę mimo tych niechcianych doświadczeń ,podważających sensowność tego działania,piszę. A właściwie to zapisuję to co życie tworzy i nie mając przekonania,że to życie jest coś warte to i żadna jego produkcja takoż ,odkładam na bok. 

  Sztuka ta jest doskonałą ilustracją zjawiska ,które zaczynam widzieć jako znamienne i nie rokujące . To problem nr 1 .Psychopaci ,kwas solny tej ziemi i komfortowa dla nich aura.

Tylko na własny ,absolutnie użytek zaczynam obserwować i jakby samowolnie zmieniwszy temat mojej magisterskiej pracy ,analizuję to grożne,porażające dla społeczeństwa zjawisko obecności i aktywności psychopatów. Póżniej nabędę wiedzę,która spokojnie wystarczyłaby mi na napisanie doktoratu i mogłby to być sposób na życie ,moje życie,ale nie byłby to sposób na rozwiązanie problemu . Ale wtedy zawziętość we mnie i wielka potrzeba,żeby robić tak aby nie zawłaszczyli wszystkim co moje.Opór.Kolejne lata zmagań z patologią,ale tym razem inaczej.

Wydarzenie 3

To inaczej znaczyło działać tak aby znależć niszę wolną od ingerencji psychopatów,przestrzeń w której mogliby realizować się i inni,nie tylko ja ,dać sobie i innym szansę na godne,niezależne życie z pracą,którą się będzie kochało. Tu muszę słów kilka o historii mojej pracy.

Moja pierwsza praca po ukończeniu Technikum Architektoniczno-Budowlanego i jestem w zespole bardzo dobrego architekta .Jedną z pierwszych prac ,którą już jako asystentka ,opracowuję jest obiekt dla firmy na Targi . Stalowa kula-zbiornik przerabiana na pawilon wystawowy.Kocham do tej pory tamtą pracę i architekturę z tym,że o ile podziwiam wielkie dzieła to najbardziej lubię małe domki,których wiele samodzielnie i zaprojektowałam .Jestem w tym dobra jak niektórzy twierdzą "urodzona architekt.I wnętrza kocham robić."  

Zaczynam działać .Pierwsze niewielkie zlecenia ,a to znak logo,to dekoracja wystawy i wyklejanki z folii samoprzylepnej wszystko po promocyjnych cenach .Pierwsze wnętrze to stoisko ze sportową odzieżą,które zaprojektowałam z regałów Ivar z Ikea..Wynagrodzenie to chromowane rurki z poprzedniego wyposażenia i zlecenie na wykonanie wystawy w tym pawilonie przy Brackiej.I są ludzie,którzy mogą tę pracę wykonać i ja się cieszę,że będą mogli zarobić,niewiele ale zawsze coś.Ja z tej pracy mam 300 zł.W mieszkaniu przy Radnej dzieje się ta praca .Dobrze wyszło.Przemyciłam ,nie zdradzając idei ,instalację ,jako że to w czasie przed Wielkanocą ,było jajo,ale inaczej .Kilka parawanów pomalowanych na biało i żółta wiskozowa materia, jakby żółtko z rozbitego jaja. Wszystko wyglądało dobrze ,ale tylko ja wiedziałam co znaczy.A po ulicy Chmielnej łaziły dwumetrowe kurczaki.Potem było kolejne stoisko i jeszcze póżniej inne.Cieszyłam się,że mogli ludzie coś zarobić a ja zapracowując się bardzo ,ciągle za pieniądze wyrównujące koszta,miałam nadzieję,że przyjdzie lepsze zlecenie.Były jakieś kolejne ,a jakże ciągle na tych samych zasadach .Ja miałam zdobyć zlecenie,wynegocjować zadowalające ekipę pieniądze,moje symboliczne 10% ,w tym nadzorować te prace,które się zwykle bardzo przeciągały,chociaż wymyślałam najprostrze rozwiązania,bo ludzie nie byli zawodowcami, brać na siebie ciężar odpowiedzialnośi przed zleceniodawcami.Nie było to współdziałanie ale miałam nadzieję ,że się zrozumiemy,byłam cierpliwa .System nie miał dla takich jak oni ,poturbowanych i skrzywdzonych żadnych względów .Chciałam abyśmy razem stworzyli taki mały punkt oporu.Chcę im pomóc tak bardzo jak bardzo chcę aby ... Wierzyłam wtedy jeszcze,więc była to taka moja modlitwa aby Bóg pomógł wreszcie tym,którym ja nie mogłam . Nie zrozumieliśmy się.

A ze zdrowiem moim coraz gorzej i po blisko pięciu latach tej szarpaniny przychodzi kryzys .Rozumiem już dużo więcej niż trzeba ,nie rozumiem tylko jednego dlaczego po powrocie do mieszkania w krótkim czasie zaczyna się dziać ze mną coś porażającego.Jakby nagły  atak zapalenia stawów i serce przed zawałem.To,że w mieszkaniu jest jak zwykle upiornie zimno to nie może być przyczyna bo jestem przecież ciepło ubrana. Dziś wiem po latach blisko dwudziestu co to było.

Wydarzenie 4

Jest mi trudno ale się nie poddaję,ten projekt jest na tyle dobry,że musi się udać. Pomagałam,szczerze i z najlepszymi intencjami .Teraz muszę skorzystać z pomocy i idę do pracy w charakterze sprzedawczyni w galerii z meblami"Szezląg".Nie idę tam z pustymi rękami.Mam już mały sukces -III miejsce w konkursie "Polska butelka Coca Coli",poznałam świetnych fachowców-tapicera,stolarza,szklarza, to dla galerii z meblami cenne kontakty .Sprzedaję bardzo dobrze, duzym popytem cieszy się mebel mojego pomysłu-odwrócona do góry nogami komoda eklektyczna jako szafka pod zlewozmywak.To taka moda tamtych lat.Udaje mi się także sprzedać pracę tapicera i to komu!To jest praca przez całe lato 5zł za godzinę .Ale ze mną już bardzo niedobrze,organizm nie funkcjonuje,płuca rozsadzają klatkę piersiową,stan zapalny stawów w permanencji,nogi opuchnięte ,nos zatkany .Atmosfera fatalna ,mobbingują mnie tam równo wszyscy plus jeszcze kilka osób na przychodne.A kiedy na koniec dżwignęłam tę szafę to już było po mnie.Mam w brzuchu guza i krwotoki nie do opanowania.Tak się kończy to wydarzenie . Takiego guza już kiedyś miałam,kiedy z determinacją dżwignęłam tajną bibliotekę,aby ją przeżucić w bezpieczne miejsce. Książki były ciężkie.Wtedy tak myślę pomogła mi bioenergoterapia.Teraz nie mam na te zabiegi.Dziś kiedy wiem ,że przyczyną była głupia diagnoza ,odmawiająca mi prawa do alergii to ciężko mi się z tym pogodzić.Gdyby wtedy był ktoś autentycznie życzliwy to myślę,że można było zorganizować pomoc i nawet jakieś odszkodowanie,ale tak się nie stało. I po tym wydarzeni,ja,która miałam mieć wszystko dla moich bliskich,wszystko z pracy rąk i głowy,nie mam już wtedy nic.Jestem już tylko ledwie żywym inwentarzem .Odrzucili mnie wtedy wszyscy biscy,wykluczyli a ja nie miałam już ani odrobiny siły anii żadnego argumentu aby do nich iść i stawić czoła ich agresji.Agresji z różnych powodów,niestety także z tego,że choruję.no

Miałam taki plan aby robić,wielką sztukę ,nie dla zaspokojenia swoich ambicji czy z próżnościTak właśnie,wielką,bo jak już wcześniej o tym wspomniałam,to każdy powinien mieć taki program robić tylko wielkie rzeczy .Artystką byłam i  jestem do dziś jeszcze niezwykle pracowitą.Jestem ,nawet teraz kiedy reanimuję bardzo starannie ten fotel-muszlę z lat 60-tych, to nie uważam tego działania za jakieś mniej znaczące. A w tym czasie moje aler ego, gdzieś w dalekim świecie,w ciepłej i jasnej pracowni tworzy rzeżbę albo gobelin,które sprzeda za duże pieniądze.Moje alter ego jest zadbane ,ma na sobie ubranie z np .EM cashmere i buty vegan martens i świetną fryzurę...O co jeszcze walczę po tym wydarzeniu,kiedy już rozumiem,że tego co chcę robić niektórzy robić mi nie pozwolą dla zasady,że takim jak ja tego robić nie wolno. Strasznie się wtedy zachowywali ludzie,mój organizm nie funkcjonował totalnie ,ale moja głowa działała świetnie i tak mało brakowało,żeby mi pomóc.Z wielkim wysiłkiem ale próbowałam ratować co się da.Dziś kiedy po latach. mam taką formę jakiej nie miałam od wielu lat to. gdybym miała ją wtedy nie pozwoliłabym się tak dać pokonać. .Rok póżniej jest jeszcze gorzej ,kiedy w łydkę gryzie mnie pies sąsiadki,nobliwej pani profesorowej .i wtedy też nie wslczę o odszkodowanie.

Ocalić przed zniszczeniem coś ładnego,dać program na życie tym ,którzy go potrzebowali,zarazić pasją to było  o wiele bardziej sensowne działanie.Fabryka sztuki,warsztaty sztuki.Nie myślałam o sobie a ściśle nie myślałam o sobie bezpośrednio.

Myślałam tylko o dzieciach.O coraz bardziej chorym skarbie mojej mamy,kochanej,najdroższej .Ja tę jej miłość rozumiałam ,miała do niej prawo,ona,której życie zniszczyła wojna i kiedy było mi naprawdę trudno ,a bywało nie raz,to zawsze sobie w duchu powtarzałam:"Tobie ,Mami,tam w obozowym baraku kiedy tak strasznie chorowałaś ,było trudniej".17 lat ,daleko od domu w miejscu tak kochanym.I najbardziej o tym dziecku najważniejszym ,dla którego żaden mój wysiłek nie był zbyt wielkim.To dla niej i najbardziej dla niej była moja praca i moja sztuka,dla Małgorzaty.

Wydarzenie 5

Uszkodziło mnie po raz kolejny i to mocno ,na tyle poważnie,że straciłam nadzieję,marzenia i tylko chcę jak najwięcej rzeczy zrobić,ile się da ,do końca.Nikt się nie interesuje tym jak się czuję .Blisko jest człowiek ale nie jest to człowiek bliski.Cały wysiłek wkładam w to aby wzniósł się ponad poprzeczkę braku oczekiwań jaką mieli inni wobec niego i stał się lojalnym przyjacielem.Ma talent,więc pomału próbuję przełamać liczne kompleksy i cieszę się z każdego postępu. Przeszło dziesięć lat utrzymywałam tę jego prawie pionową postawę i myślę że gdyby nie mój coraz bardziej pogarszający się stan to by mi się udało .

No i działam,mimo wszystko,nie mam marzeń ale mam cel.Dużo robię ,ciągle po promocyjnych(czytaj po kosztach)cenach. Dla przykładu jak to się odbywało to jest to ostatnie ,które wspólnie mieliśmy zrobić Na początku jest moje pytanie do klienta "Jaką sumę przeznacza na wykonanie ,ma się rozumieć z materiałami?"I odpowiedż 30 tys PLN. na 240m kw. powierzchni.To ja z tego 10% czli 3 tys.I rozwiązuję to zadanie zgodnie z założeniami.Dalej się dzieje inaczej.Klient w trakcie wykonywanych prac życzy sobie wielu dodatkowych elementów wyposażenia,podnosi standart świadomie i wydaje przeszło dwukrotną sumę,a ja za te niewielkie pieniądze 4 miesiące .Sukces?No nie mógł być to sukces.  

A człowiek,który był blisko jakby nie widział tych moich zmagań w przeszłości,dopełnia miary i w sytuacji już naprawdę krytycznej robi coś wyjątkowo brzydkiego .To trzeba powiedzieć,żeby była jasność..Wybryk czy zaplanowane.Raczej z góry zaplanowane.Ostatnia jego wizyta i słowa"Zabrałem ci dziesięć lat"Nie powiedziałam mu tego ,że dał mi dziesięć lat nadziei na zrealizowanie tego projektu,którego celem było także jego dobro.Jego i innych,moja tylko praca ,którą mogłam wykonywać bez przerwy.Nie,nie tylko sztukę bo i krzesło mogę z takim samym zaangażowaniem robić..

Że wtedy kolejna tragedia i jest strasznie tak bardzo i ból maksymalny .

Wydarzenie 6

Tu muszę słó kilka dodać ,że te wszystkie wydarzenia są o wiele bardziej dramatyczne i nie miejsce tu teraz aby wszystko opisać,staram się tylko te najbardziej istotne dla sprawy wypunktować i nie cyzeluję stylu bo warunki nie pozwalają na całkowite oddanie się pisaniu bo dzieje się jeszcze co innego i tak np.dziś sześć krzesełek i dwa fotele z lat 60-tych trzeba było ,i to w deszczu i zimnie,ratować.  

A to wydarzenie 6 to rok 2004 .I pewien kolejny człowiek,który miał się za mądrego ale nim nie był i to jeszcze jak bardzo.Było tragicznie żle ale ja cały czas realizuję ten plan jakbym chciała pokazać co by było gdyby...Żałosny i zapadający się w problemy tak,że rozum mu już chyba odjęło i wymyślił sobie,że się szybko pożywi z mojej pracy.Taki niby znawca,koneser sztuki,pięknoduch.To że jedna z pierwszych moich wystaw prac z kartonu ,tak dobrze przyjęta,to pomyślał,że sobie zarobi,kiedy mi zorganizuje reklamę i to w Art&Bussines.Mętny typek ale znajomości to miał.Żałosna to była reklama,zdjęcia prac fatalne tak bardzo,że nie warto było ich nikomu pokazywać i obietnica wystawy i obietnica wypożyczenia z bogatej galerii Art New Media,ram , kilkanaście prac przejętych i dwie.dla konkretnej klientki z tej wystawy w Kawiarni "Zapraszamy".To miało być dla mnie 600 zł.To były duże i ważne pieniądze.I wszstko zniknęło.Te ramy były ważne bo te znaki logo były rokujące.Co do sztuki,to chociaż jestem przekonana co do jej wartości to mam świadomoś w jakim kraju żyję i trzeba wielu wystaw aby się coś zaczęło. A jeżeli ktoś,kto miał o sobie takie wysokie mniemanie,wizerunek bogatego i mając wiedzę o mojej sytuacji tak się zachował to musiała być to ostatnia menda.I był pan nią panie Marku Nowicki.A ja do tego typa jak do człowieka rozumnego podeszłam i wierzyłam ,że coś organizuje. Ale czego się można było spodziewać po kretynie ,który nie mógł zrozumieć mojego zachwytu nad zespołem Apocalyptica i orzekł z wyższością,że to agresywna muzyka.Dewiant wielokrotny,ale wtedy było już tak,że postanowiłam wrócić do pisania,nie nie dlatego,że się nie potrafiłam odnależć,tylko aby dzieło dopełnić.Tak na marginesie to ten dewiant był polonistą i tak sobie myślałam,żeby jakaś korekta a może więcej ...A skoro tak to udałam się do sąsiadki u której bywała bohaterka mojej sztuki "Sklep na rogu",aby zdobyć wiedzę o jej dalszych losach. 

Wydarzenie 7 .

Podczas bytności u tejże sąsiadki poproszona jestem przez nią o wyprowadzenie jej psa.Ona sama cierpiąca,poruszająca się o kulach z trudem radziła sobie z tym zadaniem pod nieobecność córki,która pracowała na trzech etatach Pierwszy raz wyprowadzałam dużego psa i starałam się być bardzo ostrożną,ale przy schodzeniu ze schodów silny pies szarpnął smyczą i w prawym biodrze coś się zadziało nie tak.Z dnia na dzień potem coraz gorzej.Lekarz dał mi jakieś przeciwbólowe i przeciwzapalne środki i zalecił dużo chodzić,no to chodziłam najpierw z laską a potem o kulach a pod koniec roku przestałam chodzić..

Uwaga

      Zdarzyło się ,w tych opublikowanych wcześniej postach,mnóstwo potknięć wynikających z niezupełnie dla pisania komfortowej sytuacji,tak ,że koniecznie przepraszam i teraz już strona po stronie. .

środa, 7 września 2016

Noce Iluzjany wstęp 5

O sztuce .

Motto:
"Sztuka jest jak dłon wyciągnięta w ciemność aby pochwycić okruch łaski i przekazać tym,którzy jej potrzebują"
                                               F.Kafka
I taki fragment z gazety po przejściachTo będzie bardzo symboliczny fragment wstępu ,tak tylko dla porządku i jako zapowiedż takiej małej wystawy ,prac ostatnio wykonanych ,prac z cyklu"O złudzeniach"a zbiór ten ma tytuł "Mury"

Motto:

"A mury rosły,rosły,rosły"

             J.Kaczmarski

I tu koniecznie takie wspomnienie.Jest rok 1981 ,czerwiec i sala w podziemiu Zachęty i Kaczmarski ma wtedy 24 lata i śpiewa swoje pieśni z cyklu"Muzeum"Oniemiałam z wrażenia .

Od tamtej pory do dzś to jakby podróż międzyplanetarna,kosmos wydarzeń ,a pamięć o tym tak świeża jakby trwał ciągle jeszcze ten koncert .i ten czrerwcowy ciepły wieczór 1981 roku i tylko to oddalenie o setki lat świetlnych uniemożliwia powrót,a tak bardzo by się chciało być tam raz jeszcze..

Prace o wymiarach 30x30cm, z tektury potraktowanej politurą i ,na fragmentach ,szlagmetalem,

poniedziałek, 5 września 2016

Noce Iluzjany wstęp c.d.4

O meblach raz jeszcze.

   Porządkowanie pracowni.Dwa biedermajerowskie krzesełka już prawie gotowe.Pierwotnie ,bo to była epoka oszczędnych,sosnowe drewno pokryto  farbą olejną koloru ochry, z domieszką kredy i spolerowano.
Stół okolicznościowy z nogami z biurka z XVIIIw ,blat fonirowany jesionem i politurowany.
I jeszcze stół okolicznościowy z epoki PRL,którego to stołu,co to raz wysoki,raz niski ,zawsze byłam wielką fanką.Ten po renowacji z blatem ze szkła będzie tylko okolicznościowym.
I  kartki z podróży do dalekich krajów,  te z Jugosławii,był taki kraj i wtedy był daleko. I jeszcze jeden pomysł na krzesło .Takie je lubię .

niedziela, 4 września 2016

Noce Iluzjany wstęp c.d.4

To krzesełko będzie miało pozłocone nóżki.To jeszcze dopisek do tematu co lubię na złoto w mojej przestrzeni.

czwartek, 1 września 2016

Pasja równoległa -wnętrza

             Muszę się odnieścć do pewnego ,dość kategorycznego stwierdzenia ,jakobym lubiła ,jakoś wyróżniająco, złoto we wnętrzu.Lubię,ale nie na siłę.Trudno,żeby moje prace "Złote myśli"czy te o milczeniu były szare a szary lubię bardziej.I tak w mojej autorskiej przestrzeni dominowałyby pastelowe szarości,srebro i ecru .Lóżko ,takie proste z robotniczego hotelu z dorobionym baldachimem i zagłówkiem z desek pokrytych szlagmetalem obok stolik fornirowany dębiną(to moje ulubione drewno we wnętrzu)Przy stoliku krzesło, takie nie specjalnie udane ale solidne, bukowe ,którego drewno pokryję szlagmetalem a obicie zrobię z jasno szarego pluszu i puf -kostka obita tym samym materiałem.Jest więc złoto użyte trochę przewrotnie a i jeszcze fotel Chierowskiego(pingwin)to już dla nobilitacji, tak znacząco,że to były "złote czasy"polskiego wzonictwa.Obicie będzie miał koloru ciepłej żółcieni.To do pokoju dziennego,o którym będzie(mam nadzieję )póżniej.

I jeszcze jeden akcent kolorystyczny do jadalni.Tu w tej szaro-srebrnej i ecru przestrzeni,,krzesła z lat 60-tych ,takie proste ,sosnowe z inaczej modelowanym siedziskiem i obiciem z łowickiego pasiaka bardziej niż ten na rysunku.