niedziela, 27 sierpnia 2017

N. I. 109

Poniżej jeszcze jedna praca sprzed roku

Dziś drugi dzień na Żeraniu i kończę tu kilka obiektów z cyklu "W razie potrzeby zbij szybkę"

Nareszcie dobra farba napisu, który dzień cały dłubię, spieszę się zdążyć przed końcem sierpnia tę pracę na 37 rocznicę. Pamiętam ten dzień, jakby wczoraj stałam w tłumie przed gmachem Sądu przy, wtedy to była ul. Świerczewskiego, i taka radość wielka była. Stało się.
Szkic tej pracy poniżej.
 I jest atak, pomimo tabletki, wyjątkowo silny.
To ważny aspekt tego tu mojego przebywania i będzie opis .
Jakby zapalenie stawów z utratą sprawności rąk, porażenie mięśni nóg , podbrzusze rozpalone bólem, płuca bolą i nos zatkany.Prawa nerka wierzga boleśnie.I totalna opuchlizna .Serce trzepoce nierówno.
Tak to wygląda zwykły atak po dwóch dniach tu pobytu.Czuję się koszmarnie. Jutro mam nadzieję jechać na wieś i chociaż jeden wieczór tam i organizm wróci do równowagi. 
Dorastałam na Powiślu w chmurze wyziewów z elektrociepłowni, to zrozumiałe, że mój organizm wchłonął tyle chemii i przestał funkcjonować ze strasznymi skutkami.

***
 Wieczór na wsi i ćwiczenia w oddychaniu przez nos, sztuka, której tam w Warszawie nie wykonam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz